PostHeaderIcon Konglomerat wrażliwości Andrzeja Garbca


Nasze zapoznanie na jednym z wernisaży w galerii Jasielskiego Domu Kultury intencjonalnie zapowiadało odwiedziny u Pana Andrzeja w Harklowej. Wielokrotnie przekładane kwitowaliśmy uściskami dłoni podczas kolejnych wystaw.

Wreszcie spodziewany wyjazd w któreś wrześniowe popołudnie zawiódł mnie przed „wrota warownego”  AZYLU z takim właśnie mianem wyrzeźbionym na bramie wjazdowej. Okazałe ołówki łączące palisadę okazały się light motywem tego niezwykłego gospodarstwa. Szczyty drewnianej zabudowy wieńczą wszechobecne pegazy, jakby same szukały tu natchnienia. Za płotem doliczyłem się trzech drewnianych  obiektów,  w tym po lewej domu na podmurówce, którego ganek pozwala wyjść na drugą stronę chaty po jej południowej stronie. Stamtąd bliżej do plenerowej pracowni mistrza. Pod chmurką usytuowano także prysznic z zimną wodą zarówno dla higieny, co i ochłody domowników.

 

Odkąd poznałem oazę i dokonania jej właściciela, artysty w każdym calu, bez  wahania używam tego określenia. Otóż artysta urodził się  na Podlasiu. Liceum Plastyczne w Supraślu  nauczyło go poznawać  naturę, ta teraz skutecznie go inspiruje.  Stamtąd skąd pochodzi zaczerpnął najwięcej inspiracji zakorzenionych w unikalnej podlaskiej przyrodzie, różnorodności kulturowej i wyznaniowej owego Regionu. Zdobyte doświadczenia i „podlaską” wrażliwość przeniósł do swej twórczości. Maluje, rzeźbi ,pisze wiersze, fraszki, fotografuje, rysuje karykatury, zajmuje go korzenioplastyką. Wiele  podróżując po kraju przenosi na płótno pejzaże, architekturę.  Jego obrazy są  różnorodne, pokazują otoczenie jakim je widzi poprzez niezwykłe barwy, w tysiącach odcieni. Każda z nich jest inna, każda wyjątkowa. Ich odbiór zmienia się w zależności od ilości światła i pory dnia. Rano delikatne, łagodne, jak budzący się do życia świat, w ciągu dnia soczyste, nasycone, pełne energii, wieczorem znowu wydają się być nieco inne - spokojne, wyciszone. Bo barwy natury są zgodne z cyklami natury. Podobnie jest z człowiekiem - dobrze funkcjonuje wtedy, kiedy żyje w harmonii z przyrodą. W malarstwie stosuje różne techniki, olej, pastele, piórko, tusz. W rzeźbie preferuje formy  subtelne.

Naturszczyk Andrzej Garbiec (między 40 rokiem życia a zgonem) jest w swym twórczym życiu , jak natura,  autentyczny, harmonijny, oryginalny. I jako taki jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków. Nic dziwnego, ma na swoim koncie sporo prac , w tym wiele to pokłosie 25 plenerów. W latach 1990-2000 pracował w kilku prestiżowych agencjach reklamowych w Katowicach,
Po twórczej tułaczce, jak postanowił tak zrobił. Niedawno niczym” ptok”, wraz ze swoją ukochaną osiedlił się na Podkarpaciu. Nabyty AZYL  to chałupa z 1930 roku , w której zacni  i znani  powszechnie świętej pamięci gospodarze……..spędzili miodowy miesiąc i wiele pięknych chwil z rodziną i ich licznymi gośćmi. Liczne biesiady pamięta też tylko o rok  młodsza od domu (1931) piwniczka.

To urokliwe wnętrze  żyje nadal, ale swoim odmienionym wizerunkiem. Urzeka pokój z ciepłem kuchni, w nim stara psycha, lalki, kosz, maszyna do szycia, serca. W takim wnętrzu nie ma telewizora, domownicy nie odczuwają braku tego medium, mają jednak dostęp do  internetu  i kieszonkowe telefony.

Na ganku portret Papieża, poza tym podczas moich odwiedzin obrazów niewiele, są na wystawie w pobliskim Bieczu.

W przestronnym przedpokoju, dzieciństwo przypomina autentyczny jego bucik z podeszwą do rychłego przyklejenia. Oj żeby się nie zapodziała……… A tu jeszcze zegar życia, kapelusze, teczka, lampy naftowe. Jako syn  kolejarza na honorowym miejscu powiesił służbową latarkę taty, pamiętam taką samą  miał mój dziadek Stanisław.

W kuchni uwagą przykuwa makatka flandryjska, żelazka z duszą, moździerze.

By przywrócić dawny blask wnętrza i dodać swój nowy wyraz napracował się wielce fizycznie nasz Andrzej  - „złota rączka”. Stelaże politurowane przed laty. Przedwojenne, belki, tragarze, dechy nasączone ropą podobnie jak i sznur konopny zachowany w dobrym stanie. Drzwi sosnowe także sprzed okupacji,  wielokrotnie  pokrywające farbą wprawdzie rozpuszczała soda kaustyczna, ale wydrapać musiał sam. Wiele przeróbek, podmurówek, ulepszeń także wykonał własnoręcznie wkomponowując w podmurówki, ściany, oryginale detale, z których wiele zdobiło kiedyś jego rodzinny dom. Spod Łożmy, a więc ponad 510 km jego wysłużony Volkswagen Passat przywiózł….autentyczne brony i sporo rodzimych skarbów.  Andrzej chce wszystko zachować. A wspomniany wielce pożyteczny osobowy pojazd przetransportował tony kamieni, drewna, dachówkę, sadzonki wszystko, co niezbędne do remontu domostwa. Zdobycznych akcesoriów jest więcej, dominują niepowtarzalne detale minionych lat ze złomowisk i pchlich targów. Cały arsenał użytecznych staroci.


Niedawno skończył zmyślne wejście na strych, teraz robi łazienkę choć sam myje się ciągle w zimniej wodzie w swej łaźni na podwórku zbudowanej na kwadracie, a jakże, ołówków.

Niezłego samozaparcia wymagały też prace zewnętrzne. Sam wymienił dachówki zastępując też wysłużone jakże oryginalnymi z rozebranej leśniczówki w Hucie Polańskiej. Harówa od świtu do nocy. Siła woli  napędzała ten remont generalny zmierzający dziś ku constans, choć wena  twórcza pewnie nie pozwoli powiedzieć dość!

Przy zachodzącym słońcu nie sposób nie dostrzec, na jego tle, bramę na droga na zachód, czyli do  nikąd,  jak twierdzi gospodarz. Efektownie zamyka obejście w stronę Małopolski, jakby odcinała odwrót w tamte strony.

Wiekowy drzewostan otoczenia domu  uzupełniło 130 sadzonek, rozmaitych gatunków, w tym  zwykłe i wyszukane iglaki i wszechobecne pnące bluszcze.

A cóż to za obieżyświat? Tak ktoś kiedyś zgadnął Jędrka, który mimo pewnych kłopotów z poruszaniem się nie daje za wygraną jako wytrawny rowerzysta . Ot niedawno był na przejażdżce w Koniecznej. Przejechał , najczęściej samotnie, całe Beskidy. „Robi” 5-6 tysięcy kilometrów rocznie.

Niespełna miesiąc po wizycie w jego skansenie  znów spotkaliśmy się  w JDK, tym razem na wernisażu Jego prac. Odnajduję tu, w 4 porach roku, konglomerat wrażliwości Andrzeja Garbca, odzwierciedlenie różnorodności spojrzeń na przyrodę, profesjonalny warsztat pracy, pasję, estetykę,  a wyróżnia  tę galerię Jego  prac wrażliwość na piękno przyrody   i oryginalność prac.

Co zapamiętam z tej wystawy? Pejzaże znad Buga, Drohiczyna, Biecza, Stuposiany ,Mazur, Kresów, wyraziste portrety,  słoneczniki, konie. W odrębnym punkcie widzenia mam przed oczami 8 upadłych aniołów i martwą naturę namalowaną z  zachowaniem wysokich standardów jej tworzenia.


Jędrek, prześmiewca, machając mi przyjaźnie na pożegnanie zza przedniej szyby swojego „VW” jakby chciał dodać:

„Lubię spać do południa kocham byczyć się za trzech

To nieprawda że w człowieku robotnicza płynie krew”