Przed 20 laty Stowarzyszenie Miłośników Jasła i Regionu Jasielskiego i Młodzieżowy Dom Kultury w Jaśle połączyły siły przy organizacji konkursu "Jasło - moje miasto". Przekonany o słuszność tamtej decyzji, nie sądziłem jednak, że będę kiedykolwiek laureatem tej rywalizacji, wszakże jej adresatami, przez lata, była wyłącznie młodzież. Gdy w 2013 rozszerzono uczestnictwo dla dorosłych i coś przedłożyłem wyróżniono mnie, pewnikiem zasłużenie. Nie jestem bowiem żółtodziobem w konfrontacjach na foto ujęcia, mam też inne uznania za różniste przedstawianie rzeczywistości.
Umiejętność zatrzymywania w kadrze chwil mam w krwiobiegu od zawsze, wyssaną z mlekiem mamy, zawodowego fotografa terminującego u samego mistrza Wilhelma Neya. Ten najpierw mieszkał przy Asnyka 7, zakład miał przy Słowackiego w byłym prosektorium szpitala. Pamiętam Jego atelier już w baraku przy Czackiego. W centralnym miejscu na statywie stał aparat fotograficzny, przed nim stołek, za którym na ścianie rozciągano różne tła do zdjęć, w zależności od przeznaczenia fotki. Całość dopełniało oświetlenie postaci z różnych stron pozującego. Były też rekwizyty: sztuczne kwiaty, kapelusz góralski, figurka Matki Bożej. W tej scenerii sadowiono mnie do zdjęcia pierwszokomunijnego - bardzo dobrej jakości.
I tu jawi się kunszt fotografa, który cały proces obróbki zdjęcia wykonywał na miejscu, za kotarą w ciemni. Ongiś, zwłaszcza fotografię portretową bądź artystyczną utrwalano na światłoczułym szkle, a odbitki naświetlano na kopiarce stykowej.
Z czasem, do zapisu, pojawiły się klisze i błony fotograficzne zaś do powielania, powiększalniki. Fotograf Ney przemierzał Jasło w wozie zaprzężonym w osiołka, przy boku biegł merdający ogonem pies. Oswojone zwierzaki chętnie towarzyszyły dzieciom w sesjach zdjęciowych rodzinnych.
W zakładzie tym pracowali też Tadeusz Bilski i Jerzy Jakubiec. Inny mistrz Stanisław Witowski "Iskrzyniak" fotografujący Jasło mieszkał w Rynku, gdzie często chadzał z przewieszonym aparatem. A kiedyś posiadaniem takowego sprzętu szczycili się nieliczni. U nas w domu była ZORKA, wyłącznie obsługiwana przez dorosłych. Ten zakupiony tylko dla mnie nazywał się DRUH - SYNCHRO.
Miał wykręcany obiektyw, ręcznie przesuwaną szeroką kliszę, łatwe ustawienia. To ebonitowe cacko chronił skórzany futerał. Dodatkowo mrok rozświetlałem błyskiem uzyskanym z proszku zwanego "magnezją", potem za sprawą prostej lampy błyskowej połączonej z aparatem wężykiem. Tym wykonywałem wyłącznie zdjęcia czarno białe. Następna była SMIENA 8, do której pasował film małoobrazkowy na 24 lub 36 klatek.
Wykonałem nią pierwsze zdjęcia kolorowe i przeźrocza. Kolejny, doskonalszy aparat to LOMO.
Oba, dla zdjęć w ciemności wymagały zewnętrznej lampy, pamiętam PANASONICA. Pewną ciekawostką dla mnie i otoczenia był aparat typu makaronik ACTION SHOT◦S, zgrabny z wbudowaną lampą błyskową na mikro filmy.
Przełom w obsłudze aparatów przyniósł CANON PRIMA BF-800 z automatycznym przesuwem filmu i wbudowaną lampą.
Rewolucją stał się podarowany przez brata Janka aparat na dyskietki SONY.
Kolejne cyfrowe: SAMSUNG, PANASONIC LUMIX DMC-LS 80, PANASONIC LUMIX DMC-FS 30 to rewelacyjne urządzenia na kartę pamięci, którymi posługuję się do dziś, zarówno fotografują, jak i utrwalają obraz filmowy.
Teraz zdjęcie mogę też zrobić telefonem. Doskonale dotąd służyły mi te spod znaku SONY, XPERIA, NOKIA. W USA pokazał się telefon, z którego odbitkę mamy w pół minuty, ma ładunek na 10 papierów.
W tajniki obróbki filmów i zdjęć wprowadziła mnie mama. Zgłębiłem je na szkolnym kółku fotograficznym prowadzonym przez Witolda Krajewskiego i Marcina Barzyka w "Jedynce".
Przez długie lata swoje filmy wywoływałem i robiłem odbitki w "Foto Karpatach" Mieczysława Wieteski lub u Tadeusza Wilusza. Z dużymi formatami zdjęć zetknąłem się też u nich. Potem fascynowałem się fotografiami autorstwa Mieczysław Mikulskiego i Stanisława Patera.
Z czasem w mojej zaimprowizowanej ciemni - łazience pojawił się własny powiększalnik BETA, kuwety, koreks, chemikalia, papier, suszarka, gilotyna. Praktykując, podejmowałem udane próby samodzielnego wywoływania filmów i obróbkę zdjęć czarnobiałych, co blokowała toaletę na długie godziny. Starszy kuzyn Jerzy Stadler miał lepszy aparat, większy powiększalnik KROKUS, wspólne hobby łączyło nas w dysputach i działaniu na tym polu.
Inne doświadczenia przekazywał mi kolega Jan Bożek perfekcjonista w fotografowaniu, przed laty właściciel renomowanego zakładu fotograficznego. Stosował, jak kiedyś mama, retusz klisz i zdjęć.
Sporo doświadczyłem w kontakcie z druhem Józefem Rybą, który w klubie "Chemik", rozwinął fotografie na najwyższym poziomie. Tamże, jeszcze jako pracownik "Gamratu", pewne doświadczenia technologiczne z barwną fotką podjął Zdzisław Dębosz, późniejszy właściciel pierwszego w naszym mieście zakładu wykonującego kolorowe zdjęcia.
Produkcję widokówek rozwinął w Jaśle Gustaw Russ w zakładzie "Foto-Pam" PTTK, gdzie na różnych etapach seryjnego wytwarzania zdjęć pracowała moja mama. Firma kierowana potem przez Tadeusza Czachowskiego najpierw mieściła się w Rynku, potem przy Hanki Sawickiej.
Ze swej pracy w JDK wspominam fotografika i dokumentalistę Ryszarda Profica. W MDK wspomagali mnie w wykonywaniu forto serwisu Leszek Mardosz i Dariusz Tęcza, równocześnie instruktorzy tajników foto dla młodszego pokolenia. Z wychowanków najbogatszy dorobek ma franciszkanin Andrzej Zając.
Fotografia, obok technik komputerowych, zrobiła największy postęp, w ostatnich dziejach ludzkości. Na naszych oczach pojawiły się też i zniknęły różne akcesoria do obróbki negatywów i pozytywów, kamery filmowe na taśmę 8 czy 16 mm, a nawet magnetowidy.
Fotografię w Jaśle opanowali do perfekcji Marek Maczuga, Emil Berkowicz, Łukasz Rak, Ryszard Borys, Tomasz Kasprzyk.
Zdjęcia robią niemal wszyscy. Opanowała tę umiejętność moja 8 letnia wnuczka, która wie też, że Światowy Dzień Fotografii obchodzimy 19 sierpnia.
Ostatnio świat robi na potęgę fotki "z rąsi". "Słitfocie" - bo i tak mówi się o selfie obejmującą fotografującego i obiekt, często osobistość. Robimy je najczęściej telefonem lub aparatem cyfrowym stacjonarnym, a nawet automatem z budki telefonicznej. Pojawili się na takich zdjęciach Papież Franciszek i Barack Obama. U nas karierę zrobiło zdjęcie Piotra Nawrota z Radomia, który uwiecznił się z Jarosławem Kaczyńskim.
W listopadzie 2013 określenie "selfie" otrzymało miano słowa roku i jest w słowniku Oxford English Dictionary. Podobno selfie wymyśliła Rosjanka Wielka Księżna Anastazja Nikołajewna, która jako 13 latka zrobiła sobie zdjęcie przed lustrem i wysłała je do przyjaciela w 1914 tradycyjną pocztą. W Polsce uznaną autorką selfie jest Doda, ale też projektant Dawid Woliński, który w serwisie "Instagram" otagował fotkę: #winda #wiadomo. Sam ciągle dużo pstrykam. Zapisuję. Ślę przez internet, zarówno do mediów, krewnych i znajomych. Wybrane, skopiowane u zawodowców, mam w wersji papierowej. Archiwum liczy kilka tysięcy zdjęć. Te najdawniejsze były mocowane w albumach za pomocą FOFO NAROŻNIKÓW, obecnie wciskamy je w foliowane okienka rozmaitych klaserów.
Starsze trafiły na konkurs "Jasielskie w kolorze sepii" firmowany przez SMJiRJ. Aktualne znalazły się w wydanym niedawno przez Jasielski Dom Kultury albumie „Nasza mała Ojczyzna”.
« poprzednia | następna » |
---|